Grow with Astek! Maciej Nowak

Jak pasja do majsterkowania i techniki może stać się fundamentem kariery? Co sprawia, że lider potrafi zbudować zespół, który działa jak dobrze naoliwiona maszyna? I dlaczego zaufanie oraz szczere relacje są kluczowe w pracy z ludźmi? O wyzwaniach w zarządzaniu, projektowaniu w branży szynowej i o marzeniu, by stworzyć najlepszy zespół konstruktorów w Polsce, rozmawiam z Maciejem Nowakiem, liderem zespołu w Astek.


Biografie powstają, ponieważ ludzie uwielbiają zaglądać za kulisy życia innych – odkrywać, co kryje się, poza tym, co widać na pierwszy rzut oka. To fascynujące podróże przez wybory, pasje, porażki i sukcesy, które kształtują człowieka. Dlatego na początku każdej rozmowy staram się nie tylko poznać mojego gościa, ale również zrozumieć jego drogę – te momenty, które zdecydowały o kierunku, w którym poszedł. Czasem to przypadek, czasem determinacja, a czasem zupełnie nieoczekiwany zwrot akcji. Macieju, opowiedz – jaka była twoja historia?

Od zawsze fascynowała mnie technika i majsterkowanie – można powiedzieć, że miałem inżynierskie zacięcie jeszcze zanim w ogóle wiedziałem, co to znaczy. Już jako dziecko pomagałem tacie przy różnych naprawach, a w moim małym warsztacie tworzyłem swoje pierwsze projekty. Przez pewien czas szczególnie interesowała mnie technika wojskowa – nawet budowałem repliki średniowiecznych kusz. To była dla mnie nie tylko pasja, ale też forma odkrywania, jak rzeczy działają.

Decyzję o wyborze matematycznego kierunku podjąłem dość wcześnie, jeszcze przed liceum. Logiczne przedmioty, takie jak matematyka, fizyka czy informatyka, zawsze przychodziły mi z łatwością – nie były dla mnie wyzwaniem, lecz okazją do odkrywania. Faktem jest też, że na swojej drodze spotkałem bardzo dobrych nauczycieli ścisłych przedmiotów, którzy w fantastyczny, wspierający sposób wzmacniali chęć ciągłej nauki. Dość naturalnie doszedłem do wniosku, że politechnika będzie idealnym miejscem, które pozwoli mi rozwijać moje zainteresowania inżynierią.

Tak trafiłem na Politechnikę Poznańską, na kierunek Mechanika i Budowa Maszyn (na Wydziale Maszyn Roboczych i Transportu) i to był strzał w dziesiątkę. Odnalazłem się tam od pierwszego semestru – uwielbiałem większość zajęć, chłonąłem wiedzę i naprawdę cieszyłem się z tego, czego się uczyłem. Wiem, że mogę zabrzmieć jak kujon, ale prawda jest taka, że pasjonowało mnie to, co robiłem. Zwłaszcza że nie jestem fanem nauki „na pamięć” – muszę zrozumieć temat, żeby się go nauczyć.

Jestem osobą, która nie odpuszcza. Jeśli czegoś nie wiem od razu, znajduje materiały, analizuję, rozkładam problem na czynniki pierwsze i znajduje rozwiązanie. To podejście towarzyszy mi do dziś i pomaga nie tylko w pracy, ale i w codziennym życiu.

Mam wrażenie, że umiejętność wyszukiwania, filtrowania i weryfikowania informacji stanie się jedną z najważniejszych kompetencji przyszłości. Wbrew pozorom, w dzisiejszych czasach nie jest łatwo znaleźć wiarygodne informacje – zalew danych wymaga od nas nie tylko cierpliwości, ale też krytycznego podejścia. Czeka nas jeszcze dużo nauki w tym zakresie. Tym bardziej cieszy mnie to, co mówisz, bo mam wrażenie, że dostępność wiedzy na wyciągnięcie ręki – w smartfonie czy komputerze – sprawia, że coraz częściej zapominamy, jak się naprawdę uczyć. Polegamy na tym, że wszystko można „sprawdzić”, i przez to nie zagłębiamy się w temat. Coraz częściej spotykam osoby, które doskonale nauczyły się czegoś na pamięć, ale tak naprawdę nie rozumieją, o czym mówią. To nie jest prawdziwa wiedza, tylko powierzchowna znajomość tematu, która niestety szybko się rozmywa. Dlatego umiejętność krytycznego myślenia i głębszego zrozumienia jest dziś bardziej potrzebna niż kiedykolwiek.

Dokładnie! Zawsze powtarzam, że jeśli naprawdę rozumiem jakieś zagadnienie, to nie muszę go zapamiętywać na siłę. To naturalnie zostaje w głowie, bo rozumienie nadaje temu sens. Dzięki temu nie tracę czasu na uczenie się na pamięć, co uważam za mało efektywne.

Zgadzam się. Moim zdaniem najlepszym sprawdzianem wiedzy jest próba wytłumaczenia jej innym. Mój nauczyciel matematyki zawsze mówił: „Jeśli naprawdę coś rozumiesz, potrafisz to wyjaśnić każdemu, nawet komuś, kto nie ma o tym pojęcia.”

Zdecydowanie! Tłumaczenie innym to nie tylko test naszej wiedzy, ale też świetny sposób na jej utrwalenie. W trakcie wyjaśniania sami możemy zweryfikować, czy naprawdę rozumiemy temat i czy nasza logika jest spójna. Co ciekawe, to jest nawet dobrze opisane w psychologii – tłumaczenie jest kluczowym elementem procesu uczenia się. Właśnie dlatego mówi się, że to pierwszy krok do bycia ekspertem.

Na moim obecnym stanowisku mam okazję rozwijać się w tym kierunku. Nasz zespół sukcesywnie się rozrasta, dołączają nowe osoby, które należy wdrożyć i przeszkolić. Dzielę się z nimi swoją wiedzą i doświadczeniem, co daje mi ogromną satysfakcję. Widzieć, jak inni dzięki temu się rozwijają, to coś naprawdę motywującego i budującego.

Skoro naturalnie dotarliśmy do tematu Twojej obecnej działalności, opowiedz, proszę, jak trafiłeś do nas. Skąd w ogóle pomysł, żeby dołączyć do Asteka?

Moja historia z Astekiem zaczęła się trochę nietypowo. Początkowo pracowałem w Intiteku, jeszcze zanim firma została połączona z Astekiem. Była to jedna z moich pierwszych, poważniejszych ról zawodowych, którą rozpocząłem w 2016 roku. Doskonale pamiętam rozmowę kwalifikacyjną z Tomkiem Ławińskim – zrobił na mnie niesamowite wrażenie. Tomek ma w sobie coś, co przyciąga – taki wewnętrzny spokój, a jednocześnie ogromny profesjonalizm. To właśnie jego podejście i sposób bycia sprawiły, że chciałem dołączyć do zespołu. Myślę, że osoby takie jak Tomek są żywym dowodem na to, że marka lidera może przyciągnąć świetnych kandydatów do firmy.

Nie ukrywam, że miałem chwilę przerwy we współpracy z Astekiem. Jednak przez cały ten czas Tomek dbał o to, żebyśmy pozostali w kontakcie – od czasu do czasu wracał z propozycjami współpracy. Ostatecznie przekonał mnie do powrotu, co okazało się świetnym wyborem.

Rzadko zdarza się, że ktoś tak pozytywnie i z takim szacunkiem wypowiadamy się o pracodawcach. Mam nadzieję, że Tomek przeczyta ten wywiad. Ale wracając do Ciebie, skoro Astek nie był Twoim pierwszym miejscem pracy, może wrócimy na chwilę do początków Twojej kariery zawodowej? Ścieżki rozwoju potrafią być zaskakujące – jak wyglądały Twoje pierwsze kroki w świecie zawodowym?

Po studiach rozpocząłem pracę jako konstruktor w bydgoskiej Pesie, zajmując się pojazdami szynowymi. Spędziłem tam kilka lat, ale w tamtych czasach model pracy zdalnej, który bardzo mnie interesował, praktycznie nie istniał w mojej branży. Praca z domu była jednym z moich zawodowych celów, dlatego kiedy pojawiła się okazja, aby zostać przedstawicielem technicznym przekładni i motoreduktorów, postanowiłem spróbować. Oferta była związana z moim wykształceniem, a dodatkowo pozwalała na połączenie pracy z klientami i działania zdalnego. W ten sposób trafiłem do firmy w Toruniu zajmującej się handlem przekładniami i silnikami.

Model pracy, który tam zaproponowano, był dla mnie wtedy bardzo atrakcyjny – kilka dni w tygodniu spędzałem na spotkaniach z klientami, a pozostałe dni mogłem pracować z domu, przygotowując oferty. Choć takie rozwiązanie było dla mnie interesujące, szybko odkryłem, że sama praca nie daje mi satysfakcji. Zrozumiałem, że zdecydowanie bardziej wolę tworzyć – konstruować, projektować, pracować nad produktem.

Rozumiem. Brzmi to bardziej jak praca w sprzedaży niż w technice. To musiało być dla Ciebie zupełnie inne doświadczenie.

Dokładnie. Byłem typowym handlowcem technicznym – wspierałem klientów w rozwiązywaniu problemów technicznych, ale mimo to czułem się bardziej jak akwizytor. Szybko zdałem sobie sprawę, że to nie jest ścieżka kariery, którą chciałbym kontynuować.

Sprzedaż faktycznie nie jest dla każdego. To wymagający obszar, pełen wyzwań, również mentalnych. Sama mam za sobą podobne doświadczenia i wiem, że stanowisko dla osób ze specjalnymi predyspozycjami.

Zdecydowanie. Wymaga ogromnego zaangażowania i odporności psychicznej. Trzeba nauczyć się, żeby nie brać odmowy czy trudnych sytuacji do siebie. Ludzie bywają zajęci, czasem niechętni, a czasem po prostu niemili – trzeba to zaakceptować.

W tamtym czasie pojawiła się oferta z Intiteku. Nie wiedziałem na początku, że dotyczy Pesy, ale wysłałem CV. Odezwał się Tomek, a rozmowę rekrutacyjną pamiętam bardzo dobrze – spotkaliśmy się w kawiarni na dworcu głównym w Bydgoszczy, co było całkiem symboliczne, biorąc pod uwagę branżę kolejową. Sytuacja była o tyle ciekawa, że pół roku wcześniej samodzielnie odszedłem z Pesy, a teraz miałem okazję wrócić, choć za pośrednictwem innej firmy.

Ostatecznie firma dała zielone światło i wróciłem do Pesy na projekt, który trwał około roku. Po jego zakończeniu pojawiła się propozycja pracy w Krakowie, jednak ja chciałem wrócić do Poznania. Wtedy umówiłem się z Tomkiem na rozmowę o potencjalnych projektach i dowiedziałem się, że wkrótce ruszy nowy.

Trafiłem do biura konstrukcyjnego MAN-a w Poznaniu, gdzie zajmowaliśmy się projektowaniem autobusów. Biuro bardzo szybko się rozrosło, obejmując ponad 150 osób. Pracowałem tam prawie 5 lat, głównie w dziale konstrukcji, zajmując się szkieletami autobusu, elementami wspawanymi oraz zabudowami specjalnymi. Był to naprawdę ważny i satysfakcjonujący okres w mojej karierze.

Dział konstrukcji jest dla mnie niestety dość enigmatycznym tworem. Gdybyś mógł wyjaśnić laikowi, na czym dokładnie polegała Twoja praca? Jakie problemy rozwiązywałeś i czym się zajmowałeś?

Moja odpowiedzialność skupiała się na konstrukcji pudła pojazdu, czyli jego szkieletu. To podstawowy, jednak bardzo ważny obszar autobusu biorąc pod uwagę spełnianie wszelkich norm wytrzymałościowych czy homologacyjnych – jakiekolwiek błędy mogą prowadzić do poważnych skutków na jezdni czy wręcz katastrofy. Miałem okazję pracować nad rozwiązaniami „od kuchni,” dosłownie od najdrobniejszych metalowych elementów konstrukcyjnych.

Współpracowaliśmy blisko z różnymi zespołami w biurze w Poznaniu czy osobami Monachium. W obrębie zleconych zadań wiele rozwiązań wymagało bardzo ścisłej współpracy i konsultacji z niemieckim działem obliczeń, testów w terenie czy homologacji. Ta współpraca była dla mnie bardzo rozwijająca, nie tylko pod względem technicznym, ale też językowym. Dzięki częstym rozmowom i spotkaniom w języku angielskim, znacznie poprawiłem swoją płynność i pewność siebie w komunikacji.

Największym sukcesem tej współpracy było jednak coś więcej niż realizacja projektów – zdobycie uznania naszych niemieckich partnerów. Doceniali naszą wiedzę, profesjonalizm i umiejętność rozwiązywania problemów, co było dla mnie ogromnym wyróżnieniem.

Czasami efekty pracy trudno zmierzyć, bo nie zawsze są widoczne w liczbach, ale takie relacje oparte na wzajemnym szacunku i profesjonalizmie to wielka wartość. Mówisz sporo o zespole – jak duży był Twój team?

Nasza główna grupa liczyła kilkanaście osób, ale to nie była docelowa formacja. Byliśmy łączeni z zespołem zajmującym się konfiguracją produktu, co stworzyło ciekawą dynamikę. Można powiedzieć, że my jako „stara gwardia” konstruktorów, mieliśmy podwójną rolę: zajmowaliśmy się realizacją specjalnych zamówień klientów przy jednoczesnym wdrażaniu nowych, świeżo zatrudnionych osób.

To właśnie te indywidualne projekty były szczególnie interesujące – każdy klient miał inne pomysły, wymagania i oczekiwania. Dzięki temu nasza praca nigdy nie była monotonna, a każde zadanie stanowiło nowe wyzwanie.

Taka różnorodność na pewno sprawiała, że praca była dynamiczna i rozwijająca. Czy dzięki tym doświadczeniom udało Ci się awansować na stanowisko liderskie? Może miałeś okazję zbudować swój własny zespół?

Na początku nie pełniłem jeszcze funkcji liderskich w pełnym znaczeniu. Jako senior inżynierowie mieliśmy przypisywane osoby do wdrożenia – można powiedzieć, że każdy z nas pełnił rolę „buddiego” dla nowego pracownika. Byliśmy odpowiedzialni za ich wprowadzenie, wsparcie i opiekę na starcie. To była cenna rola, która pozwalała rozwijać umiejętności mentorskie.

Z czasem awansowałem na stanowisko starszego konstruktora, co wiązało się z większą odpowiedzialnością. Miałem okazję sprawdzać dokumentację, co było rzadkością dla osób spoza organizacji, tzw. „externów”. Było to wyzwanie, ale także satysfakcjonujące doświadczenie, które poszerzało moje kompetencje i pozwalało mi na większą samodzielność.

Niestety, po pewnym czasie pojawiły się sygnały o planowanych redukcjach w zespole, co zmusiło mnie do ponownego rozważenia swojej kariery. Dzięki kontaktom z inną firmą znalazłem projekt w Alstomie, co umożliwiło mi powrót do branży szynowej. Przez dwa lata pracowałem zdalnie z Poznania dla działów w polskim Chorzowie i niemieckim Salzgitter.

Współpraca z niemieckimi zespołami była ponownie ważnym elementem tej roli. Tym razem czułem się w niej jeszcze bardziej swobodnie – nauczyłem się efektywnie komunikować i doceniam ich pedantyczną naturę, która zbiega się z moim podejściem do pracy. Mam wrażenie, że niezależnie od firmy, w której pracowałem, zawsze znajdowaliśmy wspólny język, co bardzo pozytywnie wpływało na realizację projektów.

Jak myślisz, czy niemieccy współpracownicy również tak pozytywnie oceniają współpracę z Polakami? Twoje doświadczenia są bardzo dobre, ale zastanawiam się, czy to reguła, czy raczej wyjątek?

Jestem przekonany, że Polacy są naprawdę cenieni jako inżynierowie konstruktorzy. Coraz rzadziej lub wręcz w ogóle nie patrzymy na siebie przez pryzmat kompleksów wobec zachodnich sąsiadów. Nasze umiejętności i wiedza sprawiają, że stajemy się równorzędnymi partnerami biorącymi taką samą odpowiedzialność w takich współpracach, a nie tylko wykonawcami zadań.

Powiedziałeś, że Polacy są dobrymi konstruktorami. Czy uważasz, że to wynika z naturalnych zdolności, czy raczej z jakości edukacji w szkołach i na uczelniach?

Myślę, że to kwestia predyspozycji indywidualnych, ale i systemu edukacji. Osoby, które decydują się na kierunki techniczne, zazwyczaj już na wcześniejszych etapach nauki wyróżniają się w przedmiotach ścisłych, takich jak matematyka, fizyka czy informatyka. W Polsce mamy też świetnych programistów, a ich sukcesy są oparte na solidnych podstawach wyniesionych z tych samych dziedzin.

Poziom nauczania na polskich uczelniach technicznych jest bardzo wysoki. Sam miałem okazję studiować na Politechnice Poznańskiej, gdzie pracowali profesorowie i wykładowcy o ogromnym doświadczeniu, często posiadający własne patenty wykorzystywane w nowoczesnych technologiach. Ale muszę przyznać, że nie tylko Poznań – osoby, z którymi obecnie współpracuję, kończyły uczelnie w Warszawie, Wrocławiu, Bydgoszczy czy Gdańsku, i wszyscy są świetnie przygotowani do pracy w zawodzie.

Ważną rolę odgrywa też pierwsza praca. To moment, w którym weryfikujemy swoje umiejętności i to, czy wybrana ścieżka kariery rzeczywiście nam odpowiada. Wiele zależy od liderów, którzy potrafią przekazać wiedzę i pomóc nowym pracownikom odnaleźć się w ich roli.

Cieszę się, że to podkreślasz, bo właśnie niedawno natknęłam się na badania, które potwierdzają, że Polacy są świetnymi programistami. Jedna z teorii mówi, że wynika to z trudności naszego języka ojczystego. Podobno jego złożoność sprawia, że języki programowania wydają się nam stosunkowo proste do opanowania. Amerykanom, których język jest prostszy, często trudniej przychodzi przyswojenie bardziej skomplikowanych koncepcji. Myślisz, że to może mieć sens?

Tak, zdecydowanie. A propos tego języka, jeśli mogę dodać, to przypomniała mi się historia mojego brata, który swego czasu przebywał często za granicą i pamiętam, że rozmawiał regularnie z rodowitymi Anglikami, używając takiego wyszukanego słownictwa, które ich zaskakiwało. Anglicy byli pod wrażeniem zasobów językowych mojego brata. Mam przekonanie, że my jako Polacy mamy taki zasób słownictwa, gdzieś tam zapamiętany, wyuczony, który jest o wiele większym niż na przykład posiada (lub pamięta) rodowity Anglik. Dostrzegam tutaj analogię z między innymi językami programowania, że faktycznie to mam przychodzi łatwo.

Ale wracając do Twojej ścieżki kariery i Twoich życiowych wyborów w tej dziedzinie. Zatrzymaliśmy się na Alstomie. Co takiego się wydarzyło, że postanowiłeś do nas wrócić? Przecież bardzo Ci się podobał ten projekt.

W sumie to samo pytanie zadał mi Patryk Molendowski. Już wtedy byłem po rozmowie z Tomkiem Ławińskim, który dał mi znać, że otwiera się taki projekt w Pesie i czy byłbym zainteresowany, żeby go poprowadzić i pokierować małym, około 5-osobowym zespołem. Dlatego też odpowiedziałem Patrykowi, że istotnie – bardzo mi się podoba obecny projekt, ale po pierwsze chciałem wrócić do współpracy z Tomkiem oraz Astek proponował wtedy bardzo ciekawe wyzwanie, którego chciałem się podjąć. Chciałem się sprawdzić na stanowisku liderskim i w ten sposób bardzo płynnie przeszedłem z jednej roli w drugą. Początkowo w zespole razem ze mną było 5 osób. Projekt momentalnie się rozrósł, więc zatrudniliśmy dodatkowe 12 osób. Bardzo istotne było dla mnie to, że Patryk dał mi wolną rękę w wyborze konstruktorów w zespole, dzięki temu w procesach pojawiło się sporo CV osób, z którymi miałem przyjemność współpracować w poprzednich firmach. Absolutnie urzekł mnie tutaj poziom zaufania, naprawdę bardzo doceniałem to, że Astek maksymalnie ułatwił mi proces wdrażania nowych pracowników, a także późniejszego zarządzania zespołem, który obecnie liczy już ponad 20 osób.

W pełni zgadzam się z takim podejściem. Zaufanie w zespole to podstawa. Jeśli znasz ludzi, sprawdziłeś ich w tak zwanym boju, wiesz jakie są ich mocne i słabe strony, znasz już ich doświadczenie, wiesz, jak pracują, to jest to tylko dodatkowa korzyść dla firmy, bo okres onboardingu znacząco się skraca. Dodatkowo, co już zdążyłeś przypomnieć, Ty po raz kolejny poniekąd wracałeś do Tomka, a trochę mniej do firmy, to są te relacje, to jest to zaufanie, które budujemy na przestrzeni lat.

Zgadza się. Absolutnie kwestia zaufania jest tu kluczowa. Dzięki temu wszyscy wiedzą, co mają robić, micromanagement w zasadzie nie występuje, wszystkie problemy są rozwiązywane na bieżąco i wspólnie, a ludzie nie wstydzą się i nie boją nie wiedzieć i pytać.

Wiemy już, że to Twoje pierwsze oficjalne stanowisko liderskie i że właśnie ten aspekt odegrał kluczową rolę w decyzji o przyjęciu tej oferty. Ale co tak naprawdę sprawiło, że zależało Ci na rozwijaniu się w tym kierunku?

Przede wszystkim chęć sprawdzenia się. Lubię wyzwania, jestem ciekawy nowych doświadczeń i nieustannie szukam możliwości rozwoju. Mam w sobie coś w rodzaju „genu sportowca” – dążenie do samodoskonalenia. Kluczowym czynnikiem była również perspektywa pracy z własnym zespołem, która wiąże się z dużą niezależnością i zaufaniem. Poza tym przekonała mnie możliwość ponownej współpracy z osobami, z którymi miałem świetne relacje w przeszłości. To trochę jak powrót do dobrze znanego środowiska, które dodatkowo motywuje.

Nowe wyzwania i rozwój to oczywiście świetna motywacja, ale wiążą się z tym także nieznane sytuacje, trudne decyzje czy konflikty. Co Twoim zdaniem jest najtrudniejsze w zarządzaniu ludźmi?

Największym wyzwaniem są momenty, kiedy pojawia się nagły natłok pracy. Nie wszystko da się zrobić od razu, nie każdą sprawę mogę oddelegować, a nauczenie się skutecznej delegacji to umiejętność, którą cały czas rozwijam. Przez mój pedantyzm często czuję potrzebę kontrolowania każdego szczegółu, by nic mnie nie zaskoczyło.

Jednak największym wyzwaniem dla mnie było nauczenie się akceptacji tego, że mogę nie znać odpowiedzi na wszystkie pytania od razu. Dawniej czułem dyskomfort, gdy musiałem powiedzieć klientowi, że czegoś nie wiem. Teraz potrafię powiedzieć: „Na ten moment nie znam odpowiedzi, ale sprawdzę i wrócę do Pana/Pani z informacją”. To była dla mnie duża lekcja, która nauczyła mnie, że lider nie musi znać wszystkich odpowiedzi – ważniejsze jest, by wiedzieć, gdzie ich szukać.

Oddanie kontroli, a nawet samo jej rozdzielenie, to duże wyzwanie, zwłaszcza dla perfekcjonistów. Dlatego w pełni zgadzam się z Tobą w kwestii zaufania w zespole. Oduczanie się micromanagementu jest znacznie łatwiejsze, gdy masz pewność, że możesz polegać na swoich ludziach. A co dla Ciebie jest największym motywatorem?

Ludzie. Bez dwóch zdań – ludzie. Ale także uznanie ze strony klienta. Mam świeży przykład, który doskonale to obrazuje. Klient zawnioskował, abyśmy w ramach obecnego projektu realizowali zadania kompleksowo, od początku do końca, zamiast przydzielać nam tylko część zakresu. Uzasadnił to tym, że wcześniejsze projekty były wykonane na tak wysokim poziomie, że na etapie produkcji praktycznie nie pojawiały się poprawki – co jest naprawdę rzadkie.

Pamiętam, że kiedy napisałem o tym na naszej wewnętrznej grupie, przekazałem w wiadomości także gratulacje i pochwały, co staram się robić regularnie. Jeden z kolegów odpowiedzialnych za ten obszar odpisał, że właśnie zrobił sobie kawę, włączył komputer i stwierdził, że jest tak zmotywowany, że od razu bierze się za kolejne zadanie. To był dla mnie dowód, jak wielką moc ma szczera pochwała i docenienie wysiłku. Żadne pieniądze nie są w stanie wywołać takiego efektu jak świadomość, że Twoja praca została zauważona i uznana za wartościową.

To, co mówisz, doskonale pokrywa się z wynikami badań na temat motywacji. Okazuje się, że pieniądze są istotne przede wszystkim dla osób początkujących, które jeszcze nie wiedzą, czego mogą oczekiwać i jakie inne czynniki wpływają na satysfakcję. Z czasem jednak na pierwszy plan wysuwają się zaufanie, docenienie i samodzielność. I wygląda na to, że właśnie te aspekty mają dla Ciebie największe znaczenie.

Zgadza się, w pełni się z tym utożsamiam. Dla mnie kluczowe jest to, jak czuję się w organizacji – zarówno w relacjach z zespołem, jak i z przełożonymi. Wielokrotnie zastanawiałem się, czy zmieniłbym pracę, gdyby ktoś zaoferował mi znacznie wyższe wynagrodzenie. Zawsze dochodzę do tego samego wniosku: pieniądze – choć są ważnym czynnikiem – to nie wszystko.

O wiele ważniejsza jest atmosfera, zaufanie i świadomość, że moja praca ma sens i jest doceniana. Wiem, że mogę zawsze zadzwonić do swojego przełożonego, podzielić się trudnościami, a nawet ponarzekać, i za każdym razem otrzymam wsparcie. Takie poczucie bezpieczeństwa i zrozumienia jest dla mnie bezcenne.

Wszystko, co mówisz, brzmi jak praca marzeń. Z drugiej strony wspominałeś, że zawsze dążysz do czegoś więcej – większych wyzwań, ciekawszych projektów, nowych doświadczeń. Gdybyś miał wskazać kierunek swojego rozwoju, jak wyglądałaby Twoja przyszłość zawodowa? Jakie wyzwania chciałbyś podjąć? Może rozważasz zmianę branży? Co jeszcze znajduje się na Twojej liście celów, Macieju? 😊

Gdy o tym myślę, moim marzeniem / celem jest stworzenie najlepszego zespołu konstruktorów w branży szynowej w Polsce. A jak się nad tym głębiej zastanawiam, to może nawet nie tylko w Polsce – w końcu myśleć trzeba globalnie! 😊 Obecnie jesteśmy w świetnym miejscu i czasie, bo rozwój branży szynowej w najbliższych latach zapowiada się bardzo dynamicznie. Dzięki różnorodnym inwestycjom państwowym, europejskim, jak i poza-europejskim ogromna ilość funduszy trafia na modernizację i rozbudowę infrastruktury kolejowej. To doskonała okazja, by zbudować wyspecjalizowany, zgrany i profesjonalny zespół, który sprosta wyzwaniom tego rynku.

Macieju, tym optymistycznym akcentem musimy zakończyć naszą rozmowę. Bardzo dziękuję za tak inspirujące historie, ogrom wiedzy i cenne spostrzeżenia. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko życzyć Ci powodzenia w budowaniu własnego zespołu. Nie przestawaj marzyć szeroko!

Bardzo dziękuję za zaproszenie i ciekawą rozmowę. To była dla mnie przyjemność.

Rozmowę przeprowadziła Agnieszka Smoleńska.

Autor

Zdjęcie autora

Maciej Nowak – Project Delivery Manager

Mąż, ojciec, świadomy chrześcijanin. Z zawodu (i zamiłowania) inżynier konstruktor w obszarze szeroko pojętej mechaniki, z uszczegółowieniem sektora Rail Industry, Automotive. Pasjonują mnie finanse osobiste, psychologia relacji oraz efektywności życiowej. Miłośnik/praktyk zdrowego trybu życia.

Zdjęcie autora

Agnieszka Smoleńska – Marketing Manager

Marketing Manager B2B i BDM z siedmioletnim doświadczeniem. Odpowiedzialna za promowanie wizerunku firmy, nawiązywanie relacji z Klientami/Partnerami/potencjalnymi Klientami oraz rozwijanie wspólnej wartości biznesowej. Ekspertka w organizacji wydarzeń (+400 uczestników) dzięki doskonałym umiejętnościom planowania i realizacji. Dyrektorka międzynarodowej konferencji „Enterprise Automation Forum” przez 3 edycje oraz liderka międzynarodowej serii spotkań „AutomateNOW!”. Prywatnie ambitna i zorientowana na cele była zawodniczka sportowa.

Skontaktuj się z nami

Masz dodatkowe pytania? Chcesz otrzymać ofertę?
Zachęcamy do kontaktu!

img





    Informacja na temat przetwarzania danych osobowych.