Grow with Astek! Sebastian Cegiełka

Sebastian Cegiełka, człowiek o wielu pasjach, opowiada o swojej zawodowej podróży, która zaczęła się od biotechnologii, a dziś rozwija się w świecie IT. W tej rozmowie poznajemy historię, w której połączenie zainteresowań i odważnych decyzji prowadzi do realizacji marzeń. Zapraszamy do lektury, by odkryć, jak Sebastian łączy swoje pasje z pracą i jakie wyzwania napotkał na swojej drodze.

Czasem zupełnie niespodziewanie pojawia się z naszym życiu szansa na spełnienie młodzieńczych marzeń, na powrót do planu A, do pierwotnych założeń. Dziś o swojej karierze zawodowej, o trudnych wyborach, o zmianach i pomysłach opowie wrocławianin z krwi i kości, miłośnik kotów, fan sportów indywidualnych i pasjonat światów fantasy – Sebastian Cegiełka. Jak w takim razie rozpoczęła się Twoja przygoda, jakie to były plany, które uległy zmianom i czy to były dobre decyzje? 

Na studia poszedłem powodowany głównie ciekawością inżynierii genetycznej. Zawsze inspirowało mnie, że jesteśmy w stanie jako gatunek ludzki zmienić inny organizm, ulepszając go, zgodnie z większością intencji w tym zakresie, lub upośledzając, tworząc krótkotrwały byt. Odkąd pamiętam był to mój zapalnik, fascynacja inspirująca mnie do poszukiwań w odmętach świata nauki. To ona popchnęła mnie na studia biotechnologiczne, które w 2011 roku nie miały jeszcze wiele wspólnego z innowacją. Ku mojemu zaskoczeniu i rozczarowaniu, wykładowcy na zajęciach boleśnie uświadamiali nas, że w obecnym kształcie polskiej biotechnologii czeka nas kariera przy linii produkcyjnej w browarze, albo w mleczarni. Jak się pewnie domyślasz, moje ambicje jako młodego studenta, głodnego cudów tego świata, były o wiele wyższe. 

Myślę, że wielu studentów uznałaby opcję pracy w browarze jako bardzo kuszącą. Co więcej, Wrocław ma na swoim koncie kilka naprawdę udanych browarów, więc być może byłby to całkiem dobry wybór ścieżki kariery?

W czasach studenckich jedynym piwem zdolnym sprostać zapotrzebowaniu przy ograniczonych finansach była Perła Export, a krafty dopiero pojawiały się na horyzoncie. W poszukiwaniu okazji do pogrzebania w genomie przeniosłem się więc na ogrodnictwo. Wyobrażałem sobie, że w akademickich laboratoriach będę mógł zagłębiać się w inżynierię genetyczną roślin. Spośród wszystkich organizmów podatnych na modyfikacje, te zdawały się być najbliższe konsensusowi w materii etyczności takich działań. Fantazjowałem o promowaniu cech prowadzących do wyższej plenności, odporności na choroby czy wykształcenia mechanizmów walki ze szkodnikami. O rozmnażaniu roślin metodą in vitro, w kontrolowanych, laboratoryjnych warunkach, gdzie środowiskiem namnażania komórek można w pełni sterować. Wiedziony częściowo tą fantazją, a częściowo nowo wykształconą fascynacją, czyli dendrologią, ukończyłem w tym nurcie studia inżynierskie, a potem magisterskie. Szczerze planowałem zostać na doktorat u promotora obydwu moich prac, wspaniałego człowieka i naukowca, ale w porę dotarło do mnie, że stan polskiego szkolnictwa wyższego nie poradzi sobie z dotrzymaniem mi kroku. Niedofinansowanie, izolacja od rynku pracy i zabetonowane struktury to elementy świata, z którym nie chciałem wiązać swojego losu. Wtedy też moja uwolniona uwaga skierowała się w stronę mekki innowacji, czyli właśnie IT. Od słów do czynów, zacząłem od samodzielnych szkoleń, eksperymentowałem z metodami zdobywania najbardziej aktualnej wiedzy, zapisałem się na kurs, na który uczęszczałem po zajęciach na uczelni. W ten sposób, po roku bardzo intensywnej nauki, zacząłem swoją komercyjną przygodę z backendem w Javie. Nie udałoby się to wszystko, gdyby nie ogromne wsparcie mojej ówczesnej narzeczonej, więc miałem też bardzo dużo szczęścia w całym tym procesie przebranżowienia. 
 
Czyli jednak wybór nie padł na frontend, który jest chyba częściej wybierany jako pierwszy krok w świecie IT dla ludzi, którzy poniekąd postanowili się przebranżowić? 😊 

Zawsze wolałem surowe algorytmy od kolorowych przycisków. Rozwiązywanie tego typu problemów nagradzało mnie mocniej, a co za tym idzie motywowało silniej, co szczególnie istotne na początku przygody z całkiem nowymi zagadnieniami. Na stażu, w jednej z wrocławskich firm fintechowych, trafiłem do zespołu, który był odpowiedzialny za oprogramowanie, służące do predykcji ryzyka ubezpieczeń. Spędziłem tam bardzo owocne 2,5 roku, ucząc się od najlepszych i szlifując komercyjny model pracy, tak różny od projektów klepanych “do szuflady”. Jednak świat finansjery nie był dla mnie nigdy szczególnie interesujący, zdecydowałem się więc poszukać domeny, która bardziej ze mną rezonuje. Przeglądając oferty na wrocławskim rynku pracy okazało się, że jest szansa wrócić na tor, który sobie upatrzyłem kilka lat wcześniej idąc na biotechnologię. I właśnie wtedy po raz pierwszy zetknąłem się z Astekiem. Firma szukała wówczas programisty backendowego do projektu z domeny biotechnologicznej, w którym pracuje się przy produkcie opierającym się o dPCR. Uznałem, że ta oferta jest skrojona pode mnie i nie ukrywam, że było to praktycznie jedyne CV jakie wysłałem. Musze przyznać, że już sama rozmowa rekrutacyjna była bardzo ciekawym doświadczeniem. Pamiętam, że to były wyjątkowo intensywne godziny. Ale cóż, walka o lepsze jutro bez raka, chorób genetycznych i patogenów chorobotwórczych była tego warta. 

Brzmi jakbyś się dobrze odnalazł w nowej poniekąd rzeczywistości. W zasadzie nie zdążyłeś jeszcze zapuścić korzeni w środowisku biotechnologicznym, nie miałeś za sobą wielu lat pracy w branży, ale czy mimo wszystko nie czułeś, że idziesz w złą stronę, że pierwotny plan był inny, że początkowe założenia zbyt mocno się zmieniły? 

Zawsze w pewien sposób romantyzowałem o tych kierunku. Biotechnologia miała swoje ciepłe, całkiem duże miejsce w moim sercu. I ostatecznie przez programowanie udało mi się do niej wrócić.  

No właśnie, udało Ci się znaleźć pracę skrojoną niemalże pod siebie, współpracujesz z nami prawie 4 lata, więc masz już całkiem spore doświadczenie. Czy to, czym się obecnie zajmujesz można opisać w prostych słowach? 

Zajmujemy się analizowaniem wyników multiplikowania DNA lub RNA. Przy użyciu zjawiska zwanego reakcją łańcuchową polimerazy (PCR) namnażamy materiał genetyczny w jednostce doświadczalnej. Spróbuję to jakoś zobrazować osobom, które nie są zaznajomione z tematem 😉 Wyobraźmy sobie, że mamy kawałek naskórka. W tym naskórku jest, upraszczając na potrzeby tego eksperymentu myślowego, 50 jednostek materiału genetycznego. Dzięki tej metodzie poprzez odpowiednie środowisko, dodanie elementów budulcowych oraz precyzyjne manipulowanie temperaturą, jesteśmy w stanie powielić ten materiał genetyczny do miliardów kopii. Celem tego procesu jest wysycenie próbki DNA lub RNA do poziomu, który z łatwością można analizować pod kątem koncentracji interesującej nas substancji. Nikogo nie zaskoczę mówiąc, że łatwiej jest przeanalizować coś, co składa się z miliarda niż z 50 łańcuchów. 

Myślę, że udało ci się to zobrazować i wytłumaczyć w prostych słowach 😊 Natomiast to co mówisz brzmi dla mnie trochę jak opis pracy w laboratorium. W głowie pojawił mi się obraz, który zakłada pomieszczenie pełne menzurek, pipetek, probówek, białych kitli, okularów i mikroskopów. Jak zatem ma się do tego technologia? Gdzie w tym obrazie miejsce na IT? W jaki sposób to, czym się na co dzień zajmujesz wspiera tę pracę? 

Cały proces, który przed chwilą opisałem, kończy się zrobieniem specjalnego zdjęcia, które właściwie niewiele mówi zwykłemu użytkownikowi. My w ramach naszego projektu obrabiamy to zdjęcie, procesujemy je odpowiednimi algorytmami, które wyliczają nam jaki podzbiór jest istotny doświadczalnie, co jest błędem, co jest zanieczyszczeniem. Pamiętajmy, że są to łańcuchy, które znajdują się w jądrach naszych komórek, więc mówimy o niesamowicie mikroskopijnych obiektach. Następnie analizujemy te wyniki i prezentujemy użytkownikowi w formie tabel i wykresów. Dopuszczamy manipulacje wynikami w stopniu, który pozwala nam obserwować ich zachowanie w zadanych parametrach. Na tej bazie użytkownicy, czyli po prostu naukowcy, mogą stwierdzić, czy w badanym materiale genetycznym występowała mutacja lub czy próbka zawierała konkretnego wirusa. W tym miejscu warto pewnie wspomnieć, że nasz sprzęt był używany do diagnostyki w czasie pandemii COVID.  

Ciekawi mnie jeszcze, kto w takim razie jest użytkownikiem tych rozwiązań? Czy to są narzędzia dla biotechnologów, lekarzy, firm farmaceutycznych, laboratoriów? Kto tak właściwie z tego korzysta? 

Odbiorcami są głównie uniwersytety i inne placówki badawcze. Te grupę branżowo nazywamy Life Science.  

Chciałabym jeszcze zrozumieć, czy to o czym rozmawiamy jako narzędzie, jest osobnym produktem stworzonym przez Was, czy może korzystacie z ogólnodostępnych algorytmów? Czy można takie narzędzie od Was kupić, czy po Waszej stronie jest tylko (i aż) konfiguracja? 

Sprzedajemy kompletne rozwiązanie, czyli instrument przeprowadzający fizyczny proces dPCR oraz laptopa, który komunikuje się z instrumentem w celu pobrania rezultatów tego procesu, przeanalizowania ich i zaprezentowania wyników. Oczywiście cały proces konfiguracji jest wspomagany przez naszych support specjalistów, a często również przez sam zespół deweloperski. 

Biorąc pod uwagę to, co mówisz, zastanawia mnie sam projekt od strony bardziej organizacyjnej. Jaka może być jego potencjalna długość? Czy to jest tak, że stworzyliście soft i obecnie naprawiacie błędy, zajmujecie się utrzymaniem, czy rozwijacie narzędzie? I jak duży jest Twój zespół? Ile osób jest zaangażowanych w ten projekt? 

Projekt rozwijamy już od ponad 5 lat, a potencjalnie możemy to robić przez kolejne 10 i więcej. Przestrzeń do rozwoju jest ogromna, a konkurencja w każdej chwili gotowa jest sięgnąć po nasz kawałek tortu. Zajmujemy się więc głównie rozwojem, z przestrzenią na wsparcie dla zreleasowanych wersji.  
W tej chwili jestem liderem jednego z dwóch zespołów rozwijających soft do analizy i prezentacji danych. W skład takiej jednostki scrumowej wchodzi dwoje specjalistów z każdej dziedziny produkcji deweloperskiej: backendowców, frontendowców, testerów manualnych i testerów automatyzujących. Podobnie skonstruowane dwa zespoły pracują nad oprogramowaniem samego instrumentu przeprowadzającego dPCR. Zespół zajmujący się silnikiem obliczeniowym złożony jest niemal wyłącznie z deweloperów, ich część nie musi być piękna, musi być przede wszystkim skuteczna. Ponad to mamy oczywiście POsów, UXów i światowej klasy architekta, ale spoglądają oni na całość rozwiązania bardziej holistycznie od zespołów deweloperskich, stąd zaliczamy ich raczej do bytów orbitujących ponad przyziemnym klepaniem kodu. Można powiedzieć, że nad całością rozwiązania pracuje mała armia. 

I świetnie, że o tym mówisz, bo według mnie to idealny moment, żeby spojrzeć na Twoją karierę bardziej przez pryzmat rozwoju osobistego, a nie jedynie rozwoju wyżej wspomnianego narzędzia. Wspomniałeś o tym, że obecnie jesteś Technical Leaderem? Zakładam, że nie od początku byłeś w roli managerskiej. Jak wyglądała Twoja droga do punktu, w którym obecnie się znajdujesz? I co się może wydarzyć dalej? 

Moja ścieżka w Qiagenie rozpoczęła się od regular Java developera, po jakimś czasie zostałem seniorem, a następnie technical leaderem. Mam to szczęście, że współpracownicy z mojego zespołu to najlepsi fachowcy w swojej dziedzinie, więc każdy doskonale wie co i jak ma robić. Dobro projektu leży nam na sercach w równym stopniu, a ja muszę tylko od czasu do czasu pokręcić kierownicą. 
Co dalej z moją karierą? W tym momencie szkolę się z umiejętności miękkich, eksploruje zagadnienia z zarządzania i leadershipu. Nie chcę oddalać się od technologii, ani tym bardziej od domeny. Chcę płonąć w ogniu rozkmin nad implementacją danego problemu, ale frapuje mnie też czynnik ludzki w projektach tego typu. Wydaje mi się, że jest na to przestrzeń w mojej karierze i z pewnością przysłuży się to jej dalszemu rozkwitowi. 

Ambitny plan. Zwłaszcza, że w dzisiejszych czasach coraz mniej jest osób, które chcą brać na siebie odpowiedzialność związaną z bezpośrednią pracą z ludźmi i zarządzaniem nimi. Często okazuje się, że czują się komfortowo, kiedy mogą robić techniczne rzeczy, gdy mogą pracować nad jakimiś technologiami, ale nie chcą podejmować takiego ryzyka, podejmować takich wyzwań jak zarządzanie ludźmi. Skoro już jesteśmy przy tym temacie, to czy według Ciebie trudniejsze jest zarządzanie ludźmi czy funkcjonowanie w tej technologicznej warstwie? 

Z technologią sprawa jest w gruncie rzeczy prosta – każdy problem można rozwiązać, zależy to tylko od czasu i gotowości do ponoszenia kosztów. Jest to szalenie ciekawe, ale w swojej powtarzalności, na pewnym stopniu abstrakcji, przewidywalne. Tymczasem każdy kontakt z człowiekiem jest w swojej naturze nieco chaotyczny. Niektóre problemy są kompletnie nie do przejścia i stoją za tym całkowicie nieracjonalne powody. Być może w tym kontraście doszukuje się iskry ekscytacji. Rozwój w zakresie kompetencji miękkich sprawia, że prywatnie o wiele lepiej radzę sobie w sytuacjach, które były dla mnie wcześniej stresujące, zyskuję więc na wielu płaszczyznach. W kodzie nie ma emocji poza tymi, które wywołuje on w programiście. Dobrze mi było w piwnicy, ale czuję, że czas opuścić słodką jak miód strefę komfortu i spróbować swoich sił również w tym zakresie.  

Zadecydowanie wolę wersję, w której poszerzam swoją strefę komfortu, a nie z niej wychodzę. Myślę, że warto jednak robić to, co lubimy i w czym czujemy się pewnie, a jednocześnie uczyć się nowych rzeczy i sprawdzać, czy mamy też inne opcje.  

Sensowna uwaga, ostatecznie chcemy by nowe doświadczenia stały się częścią tej strefy, nie chcemy pozostawać na nieprzyjaznym gruncie zbyt długo. Przyznaję, że z czysto pragmatycznych powodów zależy mi też na tym, żeby po prostu zwiększyć swoją użyteczność dla rynku pracy przyszłości. Ekspansja sztucznej inteligencji postępuje szybciej niż bym się spodziewał, szczególnie w dwóch ostatnich latach, a mam takie przypuszczenie graniczące z pewnością, że prędzej pozwolimy na przejęcie przez AI zadań technicznych, niż zgodzimy się, by zarządzała nami. Ludzkie ego jest w tej materii o wiele bardziej delikatne, poza tym większość osób oglądała Terminatora. 

Przezorny zawsze ubezpieczony 😊 Czy, korzystając ze sportowych porównań, preferujesz raczej sporty indywidualne, czy zespołowe? Dałeś się już poznać z pragmatycznej i rozsądnej strony, więc moje pytanie dotyczy bardziej naturalnych predyspozycji i preferencji? Jak myślisz o swoich mocnych stronach związanych z miękkimi umiejętnościami, to co przychodzi ci do głowy? 
 
W sporcie zawsze silniej rezonowały ze mną aktywności indywidualne. Lubię bawić się na swoich warunkach. Natomiast w projektach stawiam zdecydowanie na aspekt zespołowy. Odlecę z tym porównaniem daleko od sportu, ale wydaje mi się ono w tym kontekście najbardziej trafne. Z pracą nad rozwiązaniami informatycznymi jest jak z rajdem w grach MMORPG. Potrzebni są tankowie, dpsi i healerzy. Każdy członek drużyny zna swoją rolę, jest w niej specjalistą, ale żeby pokonać szczególnie paskudnego przeciwnika, ktoś musi priorytetyzować akcje, nad którymi drużyna ma się skupić. I wtedy to działa. Tak wyobrażam sobie swoją rolę w projekcie – nadal dpsując będę ostrzegał healerów, żeby nie stali w ogniu, a tankom, żeby odsuwali się z pola rażenia ataków obszarowych.  
Wracając na ziemię – jedna osoba może mieć dużo świetnych pomysłów, natomiast największy uzysk jest wtedy, kiedy cały zespół uczestniczy w tworzeniu rozwiązania, bo zawsze jest coś, czego perspektywa jednej osoby nie będzie w stanie objąć. Tutaj mocno stawiam na ludzi i chciałbym się rozwinąć właśnie przez to, że mam świadomość pewnych swoich ograniczeń. Łatwo jest stać murem za swoim pomysłem, ciężej jest w pełni wykorzystać potencjał zespołu i poddać swój pomysł konstruktywnej krytyce.  

Nie wiem czy mam jakieś naturalne, nieokraszone trudem ich zdobywania umiejętności predestynujące mnie do tej roli. Przechodząc w życiu przez wiele różnych sytuacji nauczyłem się zaglądać za zasłonę z emocji i łuskać spod niej prawdziwy sens konfliktu. Racjonalizowanie obaw pomaga doprowadzić ludzi do stanu, w którym będą gotowi iść na kompromisy. Wydaje mi się też, że w sytuacjach zawodowych dobrze radzę sobie z podejmowaniem decyzji, które ktoś po prostu musi szybko podjąć, żeby nie rozbijać się w nieskończoność w niezbyt owocnych dyskusjach.  
 
Twoja wypowiedź brzmi jakbyś był idealnym kandydatem do kontaktów klientem. To z kolei jest najczęściej wymieniany element, kiedy pada pytanie o najtrudniejszy aspekt w pracy. Co jest nim według Ciebie?  

Nie zaskoczę cię, bo również zaliczam się grupy osób, które w ten sposób odpowiedziałyby na to pytanie. Kontakt z klientem i konfrontacja z jego często przedziwnymi pomysłami, jest wielkim wyzwaniem dla cierpliwości i integralności psychicznej. Jest to zawsze ekwilibrystyka, żeby przekonać klienta, że owszem na tym polega piękno programowania, że absolutnie wszystko da się zrobić, najgłupsze pomysły można zrealizować, natomiast nie zawsze ma to sens i jest osadzone w sztuce. Pomysłodawcy często są po prostu nieświadomi tego, jakie to jest drogie i w jaki sposób wpłynie to na projekt lub który element dotychczasowej pracy na tym ucierpi. To wymaga wielkich umiejętności negocjacyjnych i wspomnianej wcześniej cierpliwości.  

Skoro już jesteśmy przy cierpliwości, to chciałam jeszcze na koniec nawiązać do twoich planów na przyszłość i wrócić do rozmowy o doktoracie. Myślisz, że to jest coś, co w najbliższym czasie weźmiesz na tapet, czy raczej odwiesiłeś na wieszak i nie zamierzasz ruszać tego pomysłu? 

Co jakiś czas sobie oczywiście romantyzuję trochę o powrocie na uczelnię, natomiast wiem, że to by było po prostu lekkomyślne. Niech pozostanie to miłą wizją, nieskażoną realizacją. 

Nie pozostaje mi nic innego jak tylko trzymać kciuki za dalszy rozwój kariery. Kto wie, może jeszcze usłyszymy o Tobie wraz z informacjami o nowoczesnych technologiach, które zrewolucjonizowały medycynę, czego oczywiście z całą mocą ci życzę. Szalenie miło było z tobą porozmawiać, serdeczne dzięki, że choć na chwilę wpuściłeś mnie do swojego świata. 

Ja również dziękuję 😊  

Rozmowę przeprowadziła Agnieszka Smoleńska.

Autor

Zdjęcie autora

Sebastian Cegiełka – Technical Leader

ekspert w dziedzinie biotechnologii, który łączy swoją pasję z zaawansowaną wiedzą techniczną. Sebastian tworzy atmosferę współpracy w zespole, a jego gotowość do podejmowania nowych wyzwań sprzyja ciągłemu rozwojowi i wprowadzaniu nowatorskich rozwiązań.

Zdjęcie autora

Agnieszka Smoleńska – Marketing Manager

Marketing Manager B2B i BDM z siedmioletnim doświadczeniem. Odpowiedzialna za promowanie wizerunku firmy, nawiązywanie relacji z Klientami/Partnerami/potencjalnymi Klientami oraz rozwijanie wspólnej wartości biznesowej. Ekspertka w organizacji wydarzeń (+400 uczestników) dzięki doskonałym umiejętnościom planowania i realizacji. Dyrektorka międzynarodowej konferencji „Enterprise Automation Forum” przez 3 edycje oraz liderka międzynarodowej serii spotkań „AutomateNOW!”. Prywatnie ambitna i zorientowana na cele była zawodniczka sportowa.

Skontaktuj się z nami

Masz dodatkowe pytania? Chcesz otrzymać ofertę?
Zachęcamy do kontaktu!

img





    Informacja na temat przetwarzania danych osobowych.